Nie ma chyba linii kolejowej, na której nie doszło do tragicznego w skutkach wypadku kolejowego. Magistrala Podsudecka nie jest w tym wypadku wyjątkiem. Wiadomo o kilku zdarzeniach zakończonych śmiercią ludzi. W tym artykule przybliżamy tragedię jaka rozegrała się zimową porą w 1985 roku na stacji Dytmarów, w której udział brał pamiętny pociąg relacji Katowice-Legnica.
Do 1985 roku stacja Dytmarów była pod względem techniczno ruchowym w pełni funkcjonalną stacją znaną przede wszystkim z długiego placu przeładunkowego używanego głównie to transportu płodów rolnych. Decyzją z końca 1983 roku stacja została zamknięta pod względem techniczno-ruchowym. Dyżurny ruchu oraz nastawniczowie znaleźli zatrudnienie w prudnickim węźle kolejowym. W Dytmarowie został tylko dróżnik przejazdowy, który jak się dwa lata później okazało zawinił i doprowadził do fatalnego w skutkach wypadku kolejowego.
Był luty 1985 roku, niedziela. Na terenie ziemi prudnickiej trwała koszmarna śnieżyca ograniczająca widoczność do minimum. Około godziny 8:00 dyżurny z Racławic Śląskich powiadomił dróżnika z Dytmarowa o wyjeździe w kierunku Prudnika pociągu relacji Katowice-Legnica. Dróżnik zamknął rogatki.
::rysunek:wypadekdytmarow.jpg@Miejsce tragicznego wypadku wiosną 2009 roku w czasie remontu torowiska::W tym momencie do przejazdu dojechał ciągnik rolniczy. W środku siedziały trzy osoby. Kierowca ciągnika błagał dróżnika, by ten otworzył rogatki. Powodem próśb był pośpiech w dojeździe na niedzielną mszę do kościoła. Dróżnik wiedząc, że pociąg jest w trasie, widząc co dzieje się w okolicy (śnieżyca), popełnił błąd i otworzył rogatki.
Ciągnik ruszył i wjechał na torowisko. W tym momencie uderzył w niego pędzący pewnie z maksymalną prędkością (100-110km/h) pociąg pasażerski. Maszynista lokomotywy Pt47 nawet nie zorientował się, że na drodze stoi przeszkoda. Nie poczuł uderzenia. Pociąg nadal mknął w kierunku Prudnika. W pobliżu przejazdu leżały roztrzaskane w promieniu kilkuset metrów części ciągnika.
Dopiero kiedy pociąg zatrzymał się w Prudniku oczom obsługi stacji jak i obsłudze pociągu ukazał się obraz tragedii jaka musiała rozegrać się chwilę wcześniej.
W tym wypadku zginęły dwie osoby jadące ciągnikiem. Cudem przeżyła trzecia osoba. Winę ponosił dróżnik z Dytmarowa, który widząc, że za chwilę na szlaku pojawi się lokomotywa podniósł rogatki.
W miejscu tego wypadku nie znajduje się żaden krzyż upamiętniający tamto zdarzenie. Kilka lat później budka dróżnika wraz z rogatkami została rozebrana.
Masz swoje zdanie? Chcesz podzielić się spostrzeżeniem, dodać ciekawostkę lub dorzucić cegiełkę do wspólnej historii podsudeckich szlaków? Zapraszamy do dyskusji – merytorycznej, kulturalnej i z szacunkiem wobec innych podróżnych tej kolejowej trasy. Aby zabrać głos i zostawić swój komentarz, musisz posiadać konto w naszym serwisie. Dzięki temu utrzymujemy porządek na peronie dyskusji i unikamy wykolejeń rozmowy.
Kilku czytelników podzieliło się z nami ciekawymi informacjami uzupełniającymi dane o wypadku kolejowym na przejeździe kolejowym w Dytmarowie. Jedna osoba ma ciekawe pytanie. Być może ktoś z naszych czytelników pomoże?
Nie mieli żadnych szans. Pędzący kilkusettonowy pociąg pojawił się na przejeździe kolejowym jak grom z jasnego nieba. Doszło do zderzenia i wypadku, który jak się później okazało był najtragiczniejszym wypadkiem kolejowym ziemi prudnickiej. Dziś przypominamy szczegółowo wydarzenia sprzed dokładnie 30 lat.
Do zdarzenia doszło w środę, około godziny 17:45 na przejeździe kolejowym w Dytmarowie.
Artykuł opisujący wypadek jaki zdarzył się w 1985 roku w Dytmarowie spotkał się z dużym zainteresowaniem czytelników. Kilka osób podzieliło się wspomnieniami z tamtych chwil.